Odkąd
pamiętam moje życie nie było usłane różami. Wręcz przeciwnie. Sama musiałam
radzić sobie ze wszystkim. Wychowała mnie ukochana ciocia z wujkiem. To dzięki
nim stałam się tym, kim jestem dziś. Młodo straciłam rodziców. Obydwoje zginęli
w wypadku samochodowym, kiedy miałam siedem lat. To był straszliwy cios. Dla
całej rodziny. Dla mnie największy. Nie mogłam wtedy pojąć, że już nigdy nie usłyszę
troskliwego głosu mamy, nie zobaczę jej ciepłego uśmiechu i oczu, nie usiądę na
kolanach taty, który co wieczór czytał mi bajki na dobranoc. Po ich śmierci zajęło
się mną wujostwo. Siostra mamy wraz z ukochanym mężem. Wychowywali mnie najlepiej
jak umieli, bo sami nie mieli dzieci. Opiekowali się mną, otaczali miłością i bezpieczeństwem.
Wbrew pozorom starałam się być szczęśliwym dzieckiem. Wiedziałam, że zawsze
mogę na nich liczyć i obdarzyć ich zaufaniem. Oni cieszyli się tym, że pomimo tego,
że straciłam rodziców potrafię na swój sposób cieszyć się życiem. Było ciężko,
ale jakoś dałam radę. Dzięki nim. Codziennie odwiedzałam grób rodziców. Za
młodu z nimi, a teraz już sama. Lubiłam to. Przychodzić, siadać na ławeczce,
zapalać znicze i rozmawiać z nimi. To zawsze przynosiło mi niesamowitą ulgę. Wiedziałam,
że oni mnie słyszą i rozumieją. Że są ze mną. Zawsze. W każdym momencie mojego
życia czuwają nade mną i chronią od wszelkiego zła. Myślałam, że limit
cierpienia już wyczerpałam, ale myliłam się. W klasie maturalnej wujek zginął w
katastrofie lotniczej, a ciocia kompletnie się załamała. Chciałam być przy niej
silna i ze wszystkich sił jej pomagałam. Codziennie z nią rozmawiałam i podtrzymywałam
na duchu. W końcu teraz miałyśmy tylko siebie. Z czasem ciocia zaczęła się
podnosić. Mówiła, że rozmowy ze mną i moja obecność dają jej ukojenie i
szczęście. Zawsze, gdy mówiła mi te słowa uśmiechałam się radośnie. Naprawdę
chciałam być silna, ale czasami, gdy ciocia nie widziała przytrafiały mi się
chwile słabości. Płakałam w poduszkę i wyłam do księżyca. Wtedy też otwierałam
pudełko, w którym trzymałam swoje skarby i patrzyłam na zdjęcie z moimi
rodzicami. Uśmiechałam się przez łzy i zadawałam sobie pytanie, dlaczego życie
jest tak niesprawiedliwe. Niestety, nikt mi nie powiedział, że będzie łatwo.
Musiałam z tym żyć i pogodzić się ze swoim losem.
Myślałam,
że już nigdy nie zaznam w życiu szczęścia, ale pomyliłam się. Wtedy, w październiku
miałam zaczynać upragnione studia. Maturę zdałam wyśmienicie, z czym obchodzę
się dumnie. Moja grupa wymyśliła sobie, żeby gdzieś się wybrać, żeby się jakoś zintegrować.
Nie chcieli tradycyjnego spotkania przy piwie na rynku. Wymyślili sobie mecz
siatkówki, bo większość była zapalonymi kibicami rzeszowskiego klubu. Mimo, że
od dziecka mieszkałam w tym mieście nie zainteresowałam się tym. Ale nie
chciałam odstawać od grupy, dlatego zgodziłam się. Wszyscy byli sympatyczni i
naprawdę miło mi się z nimi rozmawiało. I chyba wtedy czuwał nade mną anioł,
rodzice i wujek. Moje spojrzenie wychwyciło jego osobę i tak to wszystko się
zaczęło.
Piotrek
był moją ostoją, to przy nim odczuwałam, że jestem kochana i potrzebna. Z
chwilą, gdy go poznałam moje życie stało się lepsze. Wtedy nie liczyło się to,
że on mieszkał w Częstochowie, a ja w Rzeszowie. To nie miało znaczenia.
Spotykaliśmy się, kiedy znajdowaliśmy czas. On znał całą prawdę o mnie, a ja o
nim. Był moim ideałem, był mężczyzną mojego życia. Odnalazłam grunt pod nogami,
po którym teraz twardo stąpam. Byłam spełnioną studentką filologii polskiej,
miałam jego i ciocię. Kiedy rok temu obwieścił mi, że zmienia barwy klubowe na
rzeszowskie nie mogłam powstrzymać wybuchu gromkiej radości. Wszystko zaczynało
się układać. I wtedy myślałam, że wszystkie cierpienia się skończyły. Szkoda
tylko, że po raz kolejny się pomyliłam, a ten, którego bezgranicznie kochałam okazał
się zwykłym oszustem i kłamcą. Niestety nie udźwignęłam ciężaru. Byłam zbyt
słaba psychicznie po tym wszystkim, co przeszłam. Życie znów spłatało mi figla,
ale…O tym później. Na chwilę obecną zapraszam was na historię mojego popapranego
życia. Bo jeszcze w maju 2012 roku, rok po przeprowadzce Piotrka byłam
szczęśliwą dziewczyną. Bo on był ze mną i przy mnie. Jeszcze wtedy nic nie
wiedziałam, ale to wkrótce miało ulec zmianie…
****
Witam ;*
Zapraszam już na nowym portalu na takie krótkie coś ^^ Coś, co mam nadzieję wykopie ze mnie lenia i da niesamowitego kopa, żeby się ogarnąć i zacząć normalnie pisać na pozostałe historie ;)
Fabuła już cała obmyślona, a po prologu można wywnioskować, że Piotrek to będzie ten zły. Ale ja już tak mam, że lubię go na takiego kreować ;D Choć czegoś takiego jeszcze nie było.
Starałam się najdokładniej napisać ten prolog, nie pomijając niczego. Chyba mi wyszło. Trzymajcie kciuki za mnie, żeby mi się wszystko udało ładnie napisać i skończyć ;)
Nie wiem, kiedy następny, ale postaram się dodać jak najszybciej ;) I mam nadzieję, że jeszcze się nie zraziłyście. Tym, że zaniedbuję inne opowiadania i zaczynam nowe. Ale ja po prostu czuję, że właśnie to jest mi potrzebne, żeby się całkowicie odblokować. Zaległości pomału nadrabiam, także czekajcie na mnie cierpliwie ;)
Już jutro kolejne starcie chłopaków na Igrzyskach. Tym razem mecz z Argentyną ;) Jestem dobrej myśli i powiem Wam, że denerwują mnie wczorajsze opinie o meczu. To, że jedno spotkanie im nie wyszło nie przekreśla ich szans i nie rozumiem nagłówków niektórych artykułów, które brzmiały co najmniej tak, jakby Polacy przegrali walkę w finale. A najwięcej plują Ci, którzy siatkówką zaczęli się interesować po zdobyciu złota LŚ. Taka jest niestety prawda, a my nic na to nie możemy poradzić. Jednak my wiemy jak jest i jesteśmy z nimi na dobre i na złe <3
PS: Jeśli którąś z Was interesują opowiadania o tematyce 'Potterowskiej' to zapraszam serdecznie na www.tajemnice-slytherinu.blogspot.com ;) Nie pożałujecie! ;)
PS: Jeśli którąś z Was interesują opowiadania o tematyce 'Potterowskiej' to zapraszam serdecznie na www.tajemnice-slytherinu.blogspot.com ;) Nie pożałujecie! ;)
Pozdrawiam ;*