sobota, 9 marca 2013

Rozdział 10


 Nie byłem w stanie wybiec za nią. Nie miałem siły. Wiedziałem, że ona musi to wszystko przemyśleć, dojść do siebie. Liczyłem na to, że za chwilę wróci i porozmawiamy na spokojnie. Wszystko zniszczyłem. Wiem o tym! Mogłem liczyć się z tym, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Nie mogłem na siebie patrzeć. Lena miała rację. Byłem egoistą, który myśli tylko o sobie. Moja komórka co jakiś czas dawała o sobie znać, ale wiedząc, że to Iza nie odbierałem. Co miałem jej powiedzieć? Że Lena o wszystkim wie? W tej chwili czułem, że powinienem zerwać z Izą i starać się odbudować krok po kroku związek z moją Lenką. Pogubiłem się w tym wszystkim. W swoim życiu, w swoich uczuciach. Patrząc na zapłakaną Lenę mówiącą mi takie słowa serce pękło mi na pół. Zraniłem ją. Tak bardzo ją zraniłem. Ona myślała, że w końcu znalazła osobę, która nigdy jej nie skrzywdzi, nie zostawi. Straciła rodziców w tak młodym wieku, straciła ciocię, wujka i mnie...Tego, z którym chciała spędzić resztę życia. Nie mogłem dojść do siebie. Chodziłem po mieszkaniu wyrywając sobie włosy z głowy. Już tak długo nie wracała...Kiedy mój telefon rozdzwonił się po raz kolejny przekląłem głośno pod nosem. Zdziwiłem się widząc nieznajomy numer.
-Tak, słucham?
-Pan Piotr Nowakowski?
-Tak- Odpowiedziałem.
-Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala.
-Do jakiego szpitala? O co chodzi?
-Pani Lena Szymańska miała wypadek samochodowy. W tej chwili jest operowana, jej stan jest bardzo ciężki, walczy o życie...- Powiedział, a mi telefon wypadł z ręki. Nie mogłem tego pojąć. Wypadek? Lenka walczy o życie? Czym prędzej wyleciałem z domu nawet nie zamykając drzwi na klucz. Jak najszybciej chciałem znaleźć się przy niej i przeprosić za wszystkie krzywdy, jakie jej wyrządziłem.

 Zdenerwowany chodziłem po korytarzu przed salą operacyjną czekając na jakąkolwiek wiadomość. Nigdy bym sobie nie darował, gdyby coś jej się stało przeze mnie. Nie dopuszczałem do sobie myśli, że ona może umrzeć. Wszystko tylko nie to. Nie wiem ile kaw wypiłem, nie wiem, która była godzina, ale zdawało mi się, że czekam już wieczność. Jak na złość z sali operacyjnej nie wychodziła żadna pielęgniarka, żaden lekarz. Ile bym dał by ją zobaczyć, dotknąć jej dłoni i powiedzieć przepraszam. Zawaliłem na całej linii i już nic nie mogłem na to poradzić. Pozostawało mi mieć nadzieję, że za chwilę przewiozą ją do sali. Pozostawało mi wierzyć, że za jakiś czas wrócimy do domu nie pamiętając tego, co wydarzyło się przed wypadkiem tylko zaczynając wszystko od nowa. Usiadłem na krzesełku chowając twarz w dłoniach. Zacząłem płakać z bezsilności. Już nic nie mogłem zrobić. Już nic nie zależało ode mnie. Na dźwięk otwierających się drzwi gwałtownie poderwałem się z krzesełka, na którym usiadłem przed chwilą.
-Panie doktorze? Co z nią? Prawda, że z tego wyjdzie?- Spojrzałem na lekarza, który spojrzał na mnie współczująco.
-Panie Piotrze...
-Niechże pan mówi!- Zaczynałem tracić panowanie nad sobą.
-Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się uratować pańskiej dziewczyny. Straciła zbyt wiele krwi, uderzenie było zbyt potężne, obrażenia zbyt wielkie...Składam najszczersze kondolencje.
-Pan sobie ze mnie żartuje, prawda?
-Nie, niestety nie. Pani Lena nie żyje, zmarła na stole operacyjnym. 9 stycznia 2013 roku o godzinie 4:44.
-Dziś nie pierwszy kwietnia! Niech pan powie, że ona żyje i wyjdzie z tego!- Wpadłem w jakąś histerię. Nie mogłem się uspokoić. Nie mogłem przyjąć do świadomości tego, że ona odeszła...
-Naprawdę bardzo mi przykro. Wiedział pan, że była w czwartym miesiącu ciąży?
-Słucham?- Wyszeptałem głucho wpatrując się w lekarza z niedowierzaniem.- W ciąży?
-Tak...Niestety zarówno matka jak i dziecko nie żyją...
Już nic do mnie nie docierało. Zemdlony padłem na szpitalną podłogę.

 W szpitalu nafaszerowali mnie jakimiś prochami. Oddali mi jej torebkę. Rzecz, która towarzyszyła jej w chwili śmierci...Wróciłem do domu. Od razu opadłem na kanapę. Nie miałem siły by powiadomić o całym zajściu moją rodzinę. Wiedziałem, że będę musiał to zrobić. Wiedziałem też, że będę musiał zająć się organizacją pogrzebu. Nie mogłem pojąć, że to przeze mnie nie żyje Lena i nasze dziecko...Przez swoją głupotę, przez swoją próżność w jednej chwili straciłem tak wiele. Otworzyłem jej torebkę. Zdziwiła mnie jej zawartość. Mała torebeczka. Bez chwili zastanowienia zajrzałem do środka. Wyciągnąłem parę ślicznych małych bucików i zdjęcie USG. Po raz kolejny z moich oczu poleciały łzy. Do zdjęcia przyczepiona była karteczka z jej pismem...
'To dziewczynka. Będziemy mieć córeczkę! ;) Czwarty miesiąc...Pamiętna noc, gdy przyjęłam Twoje oświadczyny. Dziękuję Ci za to. Kocham Cię. Lena'
Bezsilny osunąłem się na podłogę. Trzymając w jednej ręce buciki, a w drugiej zdjęcie poczułem, że moje życie nie ma najmniejszego sensu.

 Podczas pogrzebu starałem się być silny. Nie zwracałem uwagi na współczujące spojrzenia ludzi biorących udział w ceremonii pogrzebowej. Nikomu nie powiedziałem prawdy. Nawet swojej rodzinie. Nie powiedziałem im o moim romansie, ani o tym, że to przeze mnie one zginęły...Łzy same spływały po moich policzkach. Nie starałem się ich ukrywać wiedząc, że to i tak nic nie da. Kiedy jej ciało zostało złożone do grobu zrozumiałem, że straciłem ją na zawsze, bezpowrotnie. Ją i naszą córeczkę...
Nie mogłem wyrzucić jej rzeczy z naszego mieszkania. Każdy przedmiot mi o niej przypominał. Ulubiony kubek, koszulka do spania, szczoteczka do zębów, perfumy. Nigdy w życiu sobie tego nie wybaczę. Nie wybaczę sobie tego, że zabiłem ją i nasze dziecko. Nigdy nie zaznam spokoju. Zawsze będę miał poczucie winy. To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy być razem, a nie osobno. Wszystko zaprzepaściłem. Swoją szansę na szczęście tylko przez to, że zachciało mi się jakiś romansów. Nie wiem, czy Iza wie o tym, co się stało. Ja o niczym jej nie powiedziałem, bo nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Nie mógłbym z nią teraz być. Nie po tym, co się wydarzyło. Rodzice mówili mi żebym na jakiś czas zatrzymał się u nich, ochłonął, ale nie potrafiłem. Wolałem sam się z tym użerać w naszym wspólnym mieszkaniu.
Chciałem zacząć nowe życie. Jednocześnie wiedziałem, że nigdy nie zamknę drzwi z napisem: Lena...



****

Witam ;*

Nie zabijajcie mnie...Tak miało być od samego początku i cieszę się, że wytrwałam przy swoim i nie zakończyłam tego szczęśliwie. Choć raz chciałam zrobić coś innego i czuję, że jakoś sprostałam temu zadaniu. Ale nie mnie to oceniać ;) 
Także pozostał nam już tylko epilog, który może dodam w tygodniu ;) 

Wiecie, co? Tak się zaczęłam zastanawiać, czy moje pisanie ma jeszcze jakiś sens? Z mojej winy chyba tracę czytelniczki, ale ostatnio nie mam czasu na nic. Macie prawo być na mnie wściekłe. Doskonale to rozumiem, jednak nic nie potrafię z tym zrobić. Wiem, że zawiodłam wiele z Was...Nawet słowo 'przepraszam', które pisałam już wiele razy chyba nie wystarczy. Jest mi wstyd za siebie i tyle w temacie. A najgorsze jest to, że w głowie mam jeszcze masę pomysłów, które bardzo chcę zrealizować. Ale nie wiem jak to będzie...
Poczekamy, zobaczymy.

Już jutro Sovia rozpoczyna walkę o finał Plusligi z bydgoską Delectą ;)
Sovia, do boju! <3

Pozdrawiam ;*