Nie
byłem w stanie wybiec za nią. Nie miałem siły. Wiedziałem, że
ona musi to wszystko przemyśleć, dojść do siebie. Liczyłem na
to, że za chwilę wróci i porozmawiamy na spokojnie. Wszystko
zniszczyłem. Wiem o tym! Mogłem liczyć się z tym, że prawda
prędzej czy później wyjdzie na jaw. Nie mogłem na siebie patrzeć.
Lena miała rację. Byłem egoistą, który myśli tylko o sobie.
Moja komórka co jakiś czas dawała o sobie znać, ale wiedząc, że
to Iza nie odbierałem. Co miałem jej powiedzieć? Że Lena o
wszystkim wie? W tej chwili czułem, że powinienem zerwać z Izą i
starać się odbudować krok po kroku związek z moją Lenką.
Pogubiłem się w tym wszystkim. W swoim życiu, w swoich uczuciach.
Patrząc na zapłakaną Lenę mówiącą mi takie słowa serce pękło
mi na pół. Zraniłem ją. Tak bardzo ją zraniłem. Ona myślała,
że w końcu znalazła osobę, która nigdy jej nie skrzywdzi, nie
zostawi. Straciła rodziców w tak młodym wieku, straciła ciocię,
wujka i mnie...Tego, z którym chciała spędzić resztę życia. Nie
mogłem dojść do siebie. Chodziłem po mieszkaniu wyrywając sobie
włosy z głowy. Już tak długo nie wracała...Kiedy mój telefon
rozdzwonił się po raz kolejny przekląłem głośno pod nosem.
Zdziwiłem się widząc nieznajomy numer.
-Tak,
słucham?
-Pan
Piotr Nowakowski?
-Tak-
Odpowiedziałem.
-Proszę
jak najszybciej przyjechać do szpitala.
-Do
jakiego szpitala? O co chodzi?
-Pani
Lena Szymańska miała wypadek samochodowy. W tej chwili jest
operowana, jej stan jest bardzo ciężki, walczy o życie...-
Powiedział, a mi telefon wypadł z ręki. Nie mogłem tego pojąć.
Wypadek? Lenka walczy o życie? Czym prędzej wyleciałem z domu
nawet nie zamykając drzwi na klucz. Jak najszybciej chciałem
znaleźć się przy niej i przeprosić za wszystkie krzywdy, jakie
jej wyrządziłem.
Zdenerwowany
chodziłem po korytarzu przed salą operacyjną czekając na
jakąkolwiek wiadomość. Nigdy bym sobie nie darował, gdyby coś
jej się stało przeze mnie. Nie dopuszczałem do sobie myśli, że
ona może umrzeć. Wszystko tylko nie to. Nie wiem ile kaw wypiłem,
nie wiem, która była godzina, ale zdawało mi się, że czekam już
wieczność. Jak na złość z sali operacyjnej nie wychodziła żadna
pielęgniarka, żaden lekarz. Ile bym dał by ją zobaczyć, dotknąć
jej dłoni i powiedzieć przepraszam. Zawaliłem na całej linii i
już nic nie mogłem na to poradzić. Pozostawało mi mieć nadzieję,
że za chwilę przewiozą ją do sali. Pozostawało mi wierzyć, że
za jakiś czas wrócimy do domu nie pamiętając tego, co wydarzyło
się przed wypadkiem tylko zaczynając wszystko od nowa. Usiadłem na
krzesełku chowając twarz w dłoniach. Zacząłem płakać z
bezsilności. Już nic nie mogłem zrobić. Już nic nie zależało
ode mnie. Na dźwięk otwierających się drzwi gwałtownie
poderwałem się z krzesełka, na którym usiadłem przed chwilą.
-Panie
doktorze? Co z nią? Prawda, że z tego wyjdzie?- Spojrzałem na
lekarza, który spojrzał na mnie współczująco.
-Panie
Piotrze...
-Niechże
pan mówi!- Zaczynałem tracić panowanie nad sobą.
-Bardzo
mi przykro, ale nie udało nam się uratować pańskiej dziewczyny.
Straciła zbyt wiele krwi, uderzenie było zbyt potężne, obrażenia
zbyt wielkie...Składam najszczersze kondolencje.
-Pan
sobie ze mnie żartuje, prawda?
-Nie,
niestety nie. Pani Lena nie żyje, zmarła na stole operacyjnym. 9
stycznia 2013 roku o godzinie 4:44.
-Dziś
nie pierwszy kwietnia! Niech pan powie, że ona żyje i wyjdzie z
tego!- Wpadłem w jakąś histerię. Nie mogłem się uspokoić. Nie
mogłem przyjąć do świadomości tego, że ona odeszła...
-Naprawdę
bardzo mi przykro. Wiedział pan, że była w czwartym miesiącu
ciąży?
-Słucham?-
Wyszeptałem głucho wpatrując się w lekarza z niedowierzaniem.- W
ciąży?
-Tak...Niestety
zarówno matka jak i dziecko nie żyją...
Już
nic do mnie nie docierało. Zemdlony padłem na szpitalną podłogę.
W
szpitalu nafaszerowali mnie jakimiś prochami. Oddali mi jej torebkę.
Rzecz, która towarzyszyła jej w chwili śmierci...Wróciłem do
domu. Od razu opadłem na kanapę. Nie miałem siły by powiadomić o
całym zajściu moją rodzinę. Wiedziałem, że będę musiał to
zrobić. Wiedziałem też, że będę musiał zająć się
organizacją pogrzebu. Nie mogłem pojąć, że to przeze mnie nie
żyje Lena i nasze dziecko...Przez swoją głupotę, przez swoją
próżność w jednej chwili straciłem tak wiele. Otworzyłem jej
torebkę. Zdziwiła mnie jej zawartość. Mała torebeczka. Bez
chwili zastanowienia zajrzałem do środka. Wyciągnąłem parę
ślicznych małych bucików i zdjęcie USG. Po raz kolejny z moich
oczu poleciały łzy. Do zdjęcia przyczepiona była karteczka z jej
pismem...
'To
dziewczynka. Będziemy mieć córeczkę! ;) Czwarty
miesiąc...Pamiętna noc, gdy przyjęłam Twoje oświadczyny.
Dziękuję Ci za to. Kocham Cię. Lena'
Bezsilny
osunąłem się na podłogę. Trzymając w jednej ręce buciki, a w
drugiej zdjęcie poczułem, że moje życie nie ma najmniejszego
sensu.
Podczas
pogrzebu starałem się być silny. Nie zwracałem uwagi na
współczujące spojrzenia ludzi biorących udział w ceremonii pogrzebowej. Nikomu nie powiedziałem prawdy. Nawet swojej rodzinie.
Nie powiedziałem im o moim romansie, ani o tym, że to przeze mnie
one zginęły...Łzy same spływały po moich policzkach. Nie
starałem się ich ukrywać wiedząc, że to i tak nic nie da. Kiedy
jej ciało zostało złożone do grobu zrozumiałem, że straciłem
ją na zawsze, bezpowrotnie. Ją i naszą córeczkę...
Nie
mogłem wyrzucić jej rzeczy z naszego mieszkania. Każdy przedmiot
mi o niej przypominał. Ulubiony kubek, koszulka do spania,
szczoteczka do zębów, perfumy. Nigdy w życiu sobie tego nie
wybaczę. Nie wybaczę sobie tego, że zabiłem ją i nasze dziecko.
Nigdy nie zaznam spokoju. Zawsze będę miał poczucie winy. To nie
tak miało wyglądać. Mieliśmy być razem, a nie osobno. Wszystko
zaprzepaściłem. Swoją szansę na szczęście tylko przez to, że
zachciało mi się jakiś romansów. Nie wiem, czy Iza wie o tym, co
się stało. Ja o niczym jej nie powiedziałem, bo nie chciałem mieć
z nią nic wspólnego. Nie mógłbym z nią teraz być. Nie po tym,
co się wydarzyło. Rodzice mówili mi żebym na jakiś czas
zatrzymał się u nich, ochłonął, ale nie potrafiłem. Wolałem
sam się z tym użerać w naszym wspólnym mieszkaniu.
Chciałem
zacząć nowe życie. Jednocześnie wiedziałem, że nigdy nie zamknę
drzwi z napisem: Lena...
****
Witam ;*
Nie zabijajcie mnie...Tak miało być od samego początku i cieszę się, że wytrwałam przy swoim i nie zakończyłam tego szczęśliwie. Choć raz chciałam zrobić coś innego i czuję, że jakoś sprostałam temu zadaniu. Ale nie mnie to oceniać ;)
Także pozostał nam już tylko epilog, który może dodam w tygodniu ;)
Wiecie, co? Tak się zaczęłam zastanawiać, czy moje pisanie ma jeszcze jakiś sens? Z mojej winy chyba tracę czytelniczki, ale ostatnio nie mam czasu na nic. Macie prawo być na mnie wściekłe. Doskonale to rozumiem, jednak nic nie potrafię z tym zrobić. Wiem, że zawiodłam wiele z Was...Nawet słowo 'przepraszam', które pisałam już wiele razy chyba nie wystarczy. Jest mi wstyd za siebie i tyle w temacie. A najgorsze jest to, że w głowie mam jeszcze masę pomysłów, które bardzo chcę zrealizować. Ale nie wiem jak to będzie...
Poczekamy, zobaczymy.
Już jutro Sovia rozpoczyna walkę o finał Plusligi z bydgoską Delectą ;)
Sovia, do boju! <3
Pozdrawiam ;*
Sovia, do boju! <3
Pozdrawiam ;*
No tego to ja się nie spodziewałam! O_o
OdpowiedzUsuńZ wielkim ciężarem będzie musiał żyć Piotrek. Niby nie może się tak bardzo obwiniać, ale... Gdyby nie ta kłótnia i zdrada, to Lena nie miałaby powodu, by wybiec. Dwa życia zniknęły w jednej chwili...
Szkoda, że dopiero teraz Nowakowski wie, co było ważne...
Pozdrawiam
Niestety prawdą jest, że nie wszystko można w życiu zaplanować, nieraz spotykają nas sytuacje, które wydają się niemożliwe, a jednak stają się bolesną rzeczywistościa. Piotrek stracił Lenę przez własną głupotę, bo jako dorosły facet a myślał nie będę mówić głośny czym, a taka niestety jest prawda. Nie może jednak do końca obwiniać się o jej śmierc, bo to nie on ją zabił, aczkolwiek sporo się do tego przyczynił, jego życie pewnie radykalnie się zmieni i wątpie, że bedzie jeszcze takie jak kiedyś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Teraz to mi Go trochę szkoda, mimo że sam sobie winien...
OdpowiedzUsuńJuż zawsze będzie żył ze świadomością, że to przez niego.
Ktoś zupełnie niezamieszany w tą sytuację i nie związany z żadnym z nich emocjonalnie mógłby pewnie powiedzieć, że przynajmniej jeden problem Piotrka został rozwiązany. Wybór, którego nie potrafił dokonać sam, najwyraźniej został dokonany za niego.
OdpowiedzUsuńSzkoda, naprawdę szkoda.
Pozdrawiam.
[meska-przyjazn]
Od początku Piotek mnie denerwował, ale teraz mi go trochę szkoda... Utrata bliskiej osoby nigdy nie jest łatwa, ale nie powinien się o to obwiniać. Tak to już jest - nie przewidzimy niczego. Mam nadzieję, że szybko się z tego podniesie.
OdpowiedzUsuń